NOTKA NA DOLE.
Emily’s pov
Upiłam bardzo powoli łyka wody z butelki i odetchnęłam, czując ulgę, którą zaznał mój organizm. Po kilku kolejnych łykach, odłożyłam butelkę na podłogę i ponownie się położyłam, przymykając powieki. Nie miałam już siły płakać, nie miałam siły na nic. Jedyne co robiłam to leżałam, czasami spałam. Nawet nie płakałam już kiedy Ryan mnie gwałcił. Chyba po prostu zaczęłam się przyzwyczajać do całego bólu, z którym mam do czynienia każdego dnia. Westchnęłam cicho i uchyliłam powieki, spojrzałam na obrączkę na moim palcu i poczułam przyjemne uczucie w brzuchu, przypominając sobie dzień, w którym Justin został moim mężem. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za nim jak cholera. Każdego dnia marzyłam o tym żeby móc się jeszcze kiedyś do niego przytulić. Chciałabym jeszcze kiedyś poczuć się tak bezpiecznie jak czułam się, będąc w jego ramionach.
Wzdrygnęłam się kiedy z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu Ryana. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się tajemniczo po czym wstał i wyszedł z pokoju, odbierając po drodze. Przygryzłam wargę, będąc ciekawa kto dzwonił, ponieważ zazwyczaj rozmawiał przy mnie co doprowadzało mnie do szału, szczerze mówiąc. Popisywał się przed każdym i robił z siebie kogoś kim na pewno nie był.
Podniosłam się delikatnie z łóżka i poszłam powoli na palcach w stronę drzwi, a po krótkiej chwili stanęłam przy nich i zaczęłam nasłuchiwać.
-Tak, stary. Jest naprawdę ładna i seksowna – powiedział Ryan i byłam pewna, że miał na ustach ten szyderczy uśmieszek – Niech się zastanowię.. 200 tysięcy. No tak, a co ty myślałeś? Że dostaniecie ją za darmo? W końcu da wam świetny zysk, a ja muszę coś z tego mieć.. Cieszę się, że się zgadzamy. W takim razie wyjedziemy już jutro..
Rozszerzyłam oczy, słysząc jego słowa. Wróciłam na łóżko, kładąc się na nim i spojrzałam w ścianę. Myślałam, że gorzej być już nie może, a jednak. Zostanę sprzedana jak jakaś zwykła rzecz. Moim nowym domem będzie burdel, nawet nie wiem gdzie. Przyłożyłam dłoń do ust, powstrzymując wybuch płaczu. Boję się, boję się jak cholera. Nie mogę zostać dziwką. Nie przeżyję tego, przysięgam, że tego nie przeżyję. Zacisnęłam szczękę, czując jak zaczynam się trząść, a w tym samym momencie do pokoju wrócił Ryan, gwiżdżąc pod nosem.
-I jak tam, kochanie? – zapytał, siadając na fotelu i odpalił papierosa, ale ja nie odezwałam się, cały czas myśląc o tym, że jutro o tej porze pewnie będę w drodze do miejsca, które zmieni moje życie w piekło – Wiesz co? Tak sobie myślę i nie spodziewałbym się, że Justin tak szybko się podda. Bo wiesz, do tej pory nie ma tutaj ani jego ani twojego braciszka.. Chyba nie są tak dobrzy jak mówią skoro do tej pory cię nie znaleźli.
-Zamknij się – mruknęłam, zaciskając powieki i skuliłam się bardziej, zakrywając się szczelnie kocem.
-A wiesz co jest najlepsze? Kiedy Justin w końcu kiedyś znajdzie to miejsce, ani mnie, ani ciebie już tutaj nie będzie. Ale myślę, że zostawię mu jakąś wiadomość.. A wtedy uzyskam efekt na jaki czekałem tyle czasu – zaśmiał się do siebie, a ja pokręciłam głową, wtulając głowę w poduszkę i starając się go nie słuchać.
-I najzabawniejsze jest to, że Justin się kompletnie załamał i najwidoczniej sobie nie radzi, a w szczególności z wychowaniem dziecka skoro jego rodzice przyjechali i zajmują się waszym dzieckiem zamiast niego – te słowa momentalnie przykuły moją uwagę i przełknęłam z trudem ślinę. Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka.
-Skąd to wiesz?
-Widzisz, lubię patrzeć jak ktoś kogo nienawidzę schodzi na dno. I Justin właśnie schodzi na dno, tylko szkoda mi trochę tego dzieciaczka bo jeśli tak dalej pójdzie to nie będzie miał ani matki ani ojca bo Justin albo się zaćpa albo strzeli sobie kulkę w łeb.
-Justin nigdy w życiu nie zostawi Jasona samego – warknęłam, patrząc na niego, ale w głębi siebie poczułam, że mogę się mylić. Justin musi być teraz naprawdę załamany skoro jego rodzice przyjechali i zajmują się Jasonem. Ale wyjdzie z tego i w końcu pogodzi się z tym, że mnie nie ma, mam taką nadzieję..
-Zobaczymy. Twój bohater już chyba stracił swoją magiczną siłę – Ryan zaciągnął się papierosem ostatni raz po czym go zgasił, a ja odwróciłam się do niego tyłem, czując jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach, a głowa zaczyna mocno pulsować.
Gdzie jesteś, Justin?
Justin’s pov
Wysiadłem z samochodu i rzuciłem papierosa na ziemię, deptając go po chwili. Poprawiłem swoją skórzaną kurtkę i spojrzałem na dobrze znany mi budynek. Tutaj przebywałem najczęściej odkąd przeprowadziłem się do Nowego Jorku i kiedy ostatnim razem stąd wychodziłem, nie sądziłem, że jeszcze kiedyś tu wrócę.
Westchnąłem, ruszając do klatki, przy której wpisałem kod, a kiedy drzwi zapiszczały znajomo, wszedłem do środka od razu ruszając do holu, a potem do windy. Oblizałem wargi, rozglądając się dookoła, ale praktycznie nic się nie zmieniło. To nadal jeden z najdroższych budynków Nowego Jorku. Oparłem się o lustro w windzie, wciskając guzik z numerem „9” i przymknąłem powieki, jeszcze raz myśląc nad wszystkim dokładnie. Nie miałem wyjścia. To była ostatnia deska ratunku. Jeśli to nie wypali, mogę się pożegnać z myślą, że jeszcze kiedyś zobaczę Emily.
Winda zatrzymała się na dziewiątym piętrze i westchnąłem, wychodząc z niej zdecydowanym krokiem. Od razu ruszyłem w stronę największego apartamentu i po chwili stanąłem przed drzwiami. Wpisałem kod, a kiedy wszedłem do środka, rozejrzałem się. Przy moim boku w bardzo krótkim czasie stanął jeden z ochroniarzy, patrząc na mnie zabójczym wzrokiem. Przysięgam, że miałem ochotę przewrócić oczami bo prawdopodobnie myślał, że mnie wystraszy, ale mnie to nie ruszało.
-Jestem starym znajomym, muszę się z nim widzieć – wymamrotałem, patrząc na niego i wsunąłem dłonie do kieszeni kurtki.
-Nazwisko?
-Bieber.
-Nie byłeś umówiony..
-A co to jest kurwa jakieś biuro dziennikarskie, że potrzebne są zapisane wizyty? Muszę się z nim spotkać i już. Po prostu powiedz mu, że przyszedłem, chyba po to tu jesteś – powiedziałem zirytowany, a mężczyzna przewrócił oczami, kręcąc głową.
-Dobra, poczekaj tu chwilę – mruknął i odwrócił się, idąc w stronę jednych drzwi, a ja westchnąłem z irytacją pod nosem, oblizując wargi. Nie minęło dużo czasu, a mężczyzna wrócił i spojrzał na mnie – Możesz wejść.
-Dziękuję – uśmiechnąłem się sztucznie w jego stronę po czym go wyminąłem i popchnąłem drzwi, wchodząc do środka pokoju, w którym przy biurku siedział nie kto inny a Anthony, a wokół niego było kilka półnagich lasek. Czyli nic się nie zmieniło. Dziewczyny spojrzały na mnie, posyłając mi figlarne uśmiechy, ale spiorunowałem je od razu wzrokiem, robiąc się coraz bardziej wkurzony. Kto by pomyślał, że aż tak łatwo wyprowadzić mnie z równowagi.
-Kogo ja widzę! – zaśmiał się Anthony kiedy na mnie spojrzał – Człowiek, któremu dałem pracę kiedy był na dnie, a potem mnie wystawił i nagle rzucił pracę – uśmiechnął się sztucznie w moją stronę, w tym samym momencie klepiąc jakąś dziwkę w pośladek.
-Daruj sobie. Przyszedłem tutaj bo mam sprawę – westchnąłem, podchodząc trochę bliżej.
-Nawet sobie nie myśl. Powiedziałem ci kiedy byłeś tu ostatnim razem. Jeśli raz odchodzisz to już nigdy nie wracasz.
-Nie chcę wrócić do pracy, Anthony – mruknąłem, patrząc na mojego byłego szefa i wzruszyłem ramionami.
-To o co chodzi? – zmarszczył brwi zdezorientowany i przechylił głowę na bok – Pieniędzy też nie dostaniesz.
-Tego też nie chcę – oblizałem wargi, patrząc na niego uważnie – Pamiętasz Butlera?
-Oh, nie przypominaj mi tego gnojka. Powinien już dawno nie żyć, ale zabicie go byłoby zbyt dużym ryzykiem – rzucił od razu, zaciskając swoje wargi. Reakcja jakiej się spodziewałem. Anthony tak jak ja nienawidził Ryana za to, że nas wszystkich oszukał i wystawił – Ale co z nim?
-Porwał moją żonę ponad tydzień temu.. Przeszukałem całe miasto, wszystkie miejsca, w których kiedyś przebywał, a także jego gang. Niestety, nigdzie go nie ma. Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Wiem, że ty masz pełno informacji o swoich pracownikach i byłych pracownikach, a już szczególnie o tych, którzy cię wykiwali. Na pewno znasz wszystkie miejsca, w których przebywał jego gang. I właśnie tego potrzebuję – wymamrotałem, a Anthony nie przerywał ze mną kontaktu wzrokowego, jednak po chwili przerwał go i zaśmiał się ironicznie.
-I ja mam ci pomóc? Po tym jak zostawiłeś gang? Co mnie obchodzą twoje problemy, sam sobie poradź.
-Kurwa, Anthony. Tutaj chodzi też o moje dziecko, ono potrzebuje matki. Muszę ją znaleźć. Proszę tylko o pieprzone adresy – zawarczałem, patrząc na niego z coraz bardziej wzrastającą wściekłością. Z całej siły powstrzymywałem się żeby się na niego nie rzucić. Kurwa, nie proszę przecież o coś wielkiego. Wypuściłem powietrze ustami, starając się opanować – Zostawiłem gang z ważnego powodu, ale nie wydałem cię nigdy i kiedy tu pracowałem, nigdy niczego nie spieprzyłem. Daj mi te adresy, zapłacę ci do cholery.
-Uh.. – mruknął Anthony, kręcąc głową i zmarszczył brwi, jakby się zastanawiając. Pośpiesz się, nie mam kurwa czasu. Po dłuższej chwili w końcu wstał z miejsca i spojrzał na mnie ponownie – Dobra, chodź – mruknął, machając dłonią w moją stronę i ruszył do pomieszczenia, które było na końcu pokoju. Dobrze pamiętałem co to za pomieszczenie. Anthony miał tam wszystko czego potrzebował jako szef gangu, razem z informacjami na temat swoich pracowników.
Kiedy weszliśmy do środka, zamknąłem za sobą drzwi, a mężczyzna usiadł przy biurku i włączył komputer. Zmarszczył brwi, skupiając się na tym czego szukał.
Szybciej..
-Są dwa miejsca, w których przez ostatnie lata chowali się najczęściej. Na dwóch końcach Nowego Jorku. Nie wiem czy tam jest Ryan, ale możesz sprawdzić – wymamrotał po kilku minutach Anthony, pisząc coś na kartce – Jeśli jego tam nie będzie to znaczy, że wyjechał, a jeśli wyjechał to będziesz musiał szukać go po całym świecie i być może go znajdziesz, ale to zajmie ci dużo czasu i nie wiadomo czy twoja dziewczyna będzie jeszcze żyła – dokończył, wyciągając w moją stronę kartkę, a ja zacisnąłem wargi przez jego ostatnie słowa. Nie musiałeś mi o tym do chuja przypominać. Zignorowałem chęć uderzenia go i wziąłem od niego kartkę z adresami, kiwając głową.
-Dobra, dzięki. Naprawdę to dla mnie bardzo ważne i jeszcze dzisiaj przeleję ci kasę na konto – powiedziałem, ruszając od razu do wyjścia bo wiedziałem, że nie mam czasu na pogawędki. Jeśli Ryan jest w którymś z tych miejsc to muszę tam być jak najszybciej.
-Nie. Nie płać mi nic, ta kasa na pewno ci się przyda, a po za tym ja ci podałem tylko adresy, to nic wielkiego – wymamrotał mężczyzna. Odwróciłem głowę w jego stronę i posłałem mu wdzięczny uśmiech.
O proszę, Anthony ma jeszcze gdzieś trochę serca!
-Dzięki, stary – mruknąłem, wychodząc z pomieszczenia, a po kilku minutach wsiadałem już do swojego auta, dzwoniąc do Chrisa.
Mam tylko nadzieję, że się nie spóźniłem.
***
Nobody’s pov
Korki w Nowym Jorku było czymś czego ludzie najbardziej nienawidzili, a w szczególności Justin. Siedział w samochodzie razem z Chrisem i Thomasem, krzycząc i warcząc, mimo że to niczego nie zmieniało. Wszyscy byli bardzo zdenerwowani. Oni, jak i chłopacy, którzy jechali za nimi sprawdzić czy Ryan i Emily są jeszcze w Nowym Jorku. Nikt nie wiedział czego mają się spodziewać. Można powiedzieć, że się cieszyli. W końcu mieli jakąś wiadomość dotyczącą tak ważnej dla nich osoby, ale liczyli się z tym, że mogą jej albo nie zastać, a jeśli zastaną to martwą. Starali się o tym nie myśleć, ale ta myśl wracała z każdą sekundą. Jednak mieli nadzieje i właśnie przez tą nadzieje jechali pod adresy podane przez Anthony’ego.
W końcu po długich 30 minutach Justin zatrzymał auto pod domem, w którym mogła być jego żona. Wysiadł razem z Chrisem i Thomasem po czym spojrzeli na siebie znacząco, ruszając w stronę wejścia do domu. Chris wyważył drzwi, wchodząc do środka z bronią w ręku, a za nim od razu weszła reszta. Zaczęli się rozglądać, a cisza jaka panowała w domu ich przerażała.
-Nie ma nikogo – powiedział Justin po kilku minutach, schodząc na dół, a w jego głosie było słychać, że był zawiedziony i to cholernie.
-Spokojnie, mamy jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia. Muszą tam być – wymamrotał Thomas, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Jemu także było ciężko. On i Emily byli bardzo zżyci. Spędzili dużo czasu razem i traktował ją jak rodzinę. A do tego cały czas obwiniał się o jej porwanie, mimo że Justin już z nim na ten temat rozmawiał i mu wybaczył. Jednak Thomas nie potrafił wybaczyć sobie i bał się, że jeśli Emily nigdy się nie znajdzie, albo znajdzie się, ale martwa to nie da rady z tym żyć. Bał się, że już zawsze będzie siebie obwiniał o wszystko co się stało.
Chłopacy wsiedli ponownie do swoich pojazdów i ruszyli na drugi koniec Nowego Jorku, ale wiedzieli, że nie dostaną się tam tak szybko bo po pierwsze korki, a po drugie to było naprawdę daleko. Justin odpalił papierosa, zaciągając się nim i patrząc na drogę. Chris patrzył przez boczną szybę, stukając nerwowo palcami o kolano i zastanawiając się czy uda im się, czy zdążą. Modlił się żeby im się udało. Nie chciał stracić siostry bo ona była wszystkim co miał. Była jego jedyną rodziną tak naprawdę. Thomas również był zamyślony i rozglądał się wszędzie, nie potrafiąc skupić wzroku na jednej rzeczy. Nikt w tym samochodzie ze sobą nie rozmawiał. Każdy był pochłonięty w swoich myślach. Natomiast w drugim samochodzie, chłopacy omawiali plan wejścia i powtarzali wszystko dokładnie, wiedząc, że nie mogą zawieść Chrisa.
Była jeszcze Carly, która siedziała w domu Justina razem z Kelsey, starając się skupić na filmie, ale nie udawało jej się. Cały czas myślała o Emily. Od ponad tygodnia codziennie zadawała Chrisowi to samo pytanie: „Znaleźliście ją?” Emily była jej jedyną przyjaciółką i była dla niej jak siostra. Nie wyobrażała sobie jej stracić. Mimo wszystko, ufała Chrisowi i Justinowi także. Wiedziała, że zrobią wszystko żeby ją odnaleźć.
*****
Samochód Justina zatrzymał się kawałek od domu wskazanego przez Anthony’ego, a zaraz za nim zatrzymali się chłopacy. Chłopak wyciągnął broń, sprawdzając czy jest naładowana, a kiedy zobaczył, że jest pełna, spojrzał na Chrisa, wypuszczając powietrze z ust.
-To jest ten moment. Chwila prawdy – wymamrotał cicho, patrząc przyjacielowi w oczy, a ten pokiwał głową, oblizując nerwowo wargi.
-Więc idziemy – mruknął Chris i po jego słowach, wysiedli z auta, a potem okrążyli dom, stając przy różnych jego wejściach. Nie mieli pojęcia czy ktoś jest w środku, ale wierzyli, że tak będzie. Wiedzieli, że muszą być skupieni i ostrożni i że to nie jest zabawa.
Justin spojrzał na Thomasa i wskazał głową na drzwi, na co Thomas od razu zareagował i wyważył drzwi tak żeby nie było zbyt dużego hałasu. Kiedy weszli do środka, zaczęli się rozglądać dookoła, robiąc kilka kroków do przodu, a po chwili przed nimi stanął jeden z kumpli Ryana z nożem w ręku i obleśnym uśmiechem na twarzy. Thomas był szybszy. Zaatakował go, dając mu kilka mocnych ciosów przez co chłopak zemdlał. W tej chwili Justin był pewny, że tutaj jest Emily. Inaczej nie byłoby tutaj nikogo. Może się oszukiwał bo to w końcu miejsce gangu Ryana, ale nie umiał myśleć inaczej. On czuł. Po prostu czuł, że tutaj jest jego żona. Ruszył w głąb domu, a potem powoli i po cichu do schodów i zaczął po nich wchodzić, nasłuchując najmniejszego dźwięku. Wypuścił powietrze ustami kiedy był już na górze i przycisnął się do ściany, rozglądając się dyskretnie po korytarzu. Nie miał pojęcia, w którą stronę iść. W tym samym momencie kilku chłopaków weszło na górę od drugiej strony i zaczęli sprawdzać pokoje. Justin również ruszył wzdłuż korytarza, nasłuchując przy drzwiach czy ktoś jest w pokojach.
-Emily, błagam. Powiedz, że tu jesteś – wyszeptał sam do siebie z desperacją. Nie chciał myśleć o tym co by zrobi jeśli jej tutaj nie będzie. Postanowił sprawdzić pokoje żeby mieć pewność, że nikogo tam nie ma. Podszedł do jednych drzwi i złapał za klamkę kiedy usłyszał znajomy śmiech i po plecach przebiegły mu ciarki. Jest. On tutaj jest. Zacisnął szczękę, odwracając się i ruszając w stronę, z której dobiegał śmiech. Kiedy stanął przed drzwiami, złapał delikatnie klamkę, chcąc usłyszeć coś jeszcze.
-Dobra, na razie stary – powiedział Ryan do telefonu, zadowolony z rozmowy z kolegą po czym się rozłączył i spojrzał na leżącą na łóżku dziewczynę. Był z siebie dumny. W końcu zemścił się na osobie, której tak bardzo nienawidził. Z jednej strony chciał zatrzymać Emily bo naprawdę mu się podobała, ale nie mógł. Zamierzał zostać w Nowym Jorku, a to zbyt duże ryzyko. Po za tym potrzebował kasy, a za Emily miał dostać jej sporo. Uśmiechnął się do siebie, myśląc o tym – Zaraz pójdziemy się wykąpać bo jutro czeka nas długa podróż, mała – wymamrotał, a Justin słysząc te słowa, zacisnął szczękę mocniej, czując swoje wściekle bijące serce. Nie miał zamiaru się powstrzymywać. Wszedł do pokoju, trzymając pistolet w dłoni, a jego wzrok od razu napotkał wystraszony i zgaszony wzrok Emily. Dziewczyna patrzyła na chłopaka, niedowierzając, ale nie miała siły się cieszyć, jednak poczuła ulgę. Myślała, że już nic i nikt jej nie uratuje z tego koszmaru. Justin, widząc w jakim stanie jest Emily, poczuł złość jakiej chyba nie czuł nigdy. Spojrzał na swojego dawnego przyjaciela, który uśmiechnął się do niego szyderczo i pokręcił głową.
-Zabiję cię – syknął momentalnie, szybko oddychając, a Ryan zaśmiał się głośno.
-Naprawdę? Słyszałem to już tyle razy i popatrz jestem tutaj nadal – cmoknął ustami, rozsuwając ramiona i kołysząc się jak dziecko – Ale brawo, nie sądziłem, że zawitasz do nas jeszcze przed wyjazdem, a tu proszę – zaśmiał się, zaczynając klaskać.
-Zabiję cię, ja cię kurwa zabiję – warknął głośniej, robiąc powolne kroki w jego stronę i nie odrywając od niego swojego pełnego nienawiści wzroku.
-Jeszcze muszę ci pogratulować jednej rzeczy.. Twoja żona jest świetna w łóżku, wiesz? – wyszeptał do niego z głupim uśmiechem, a złość którą Justin trzymał w sobie przez ostatnie dni, wybuchła i rzucił się na Ryana, zaczynając go bić i kopać z całej siły. Nie liczyło się w tym momencie dla niego nic prócz zemsty na Ryanie za całą krzywdę, którą wyrządził Emily. Nienawidził go. Nienawidził go tak bardzo jak nikogo wcześniej. Zadawał mu coraz mocniejsze ciosy. Ryan się bronił i Justin oberwał od niego kilka razy, ale to go nie ruszało. Był tak wściekły, że nie panował nad sobą. Czuł się jak kilka lat temu kiedy był w gangu. Kiedy ktoś go wkurwił, musiał tego pożałować i nic innego się nie liczyło. Teraz też tak było.
Emily patrzyła na nich, szybko oddychając i pragnąc żeby Justin już przestał i ją stąd zabrał. Nie chciała na to patrzeć, nie chciała widzieć Justina w takim stanie. Chciała stąd po prostu zniknąć. Chciała być już w domu z Justinem, tulącym ją do swojego torsu i mówiącego, że teraz już będzie dobrze, że przy niej zostanie. Jednak nie miała siły. Ostatnie wydarzenia i nerwy oraz brak jedzenia ją wykończyły. Spojrzała na Justina, bijącego Ryana po twarzy, a po chwili obraz przed jej oczami, zamazał się, aż zniknął kompletnie.
-Nie odpuszczę ci tego, nie tym razem – krzyknął Justin, uderzając Ryana w twarz z pięści po czym spojrzał na niego, a jego oddech był tak szybki jak nigdy wcześniej.
-Musiała mi obciągać, wiesz? – wychrypiał chłopak, nie mając zamiaru się poddać. Nawet jeśli miał teraz umrzeć, to chciał żeby Justin nie mógł przestać myśleć o tym co musiała tutaj robić Emily. Tylko dlatego opowiadał wszystko i dostawał to czego chciał. Justin odchodził od zmysłów z każdym jego słowem, przez co Ryan czuł się dobrze. Uśmiechnął się do niego, wzruszając ramionami po czym zakaszlał cicho.
-Ty pierdolony gnojku – warknął Justin i złapał Ryana za koszulkę, siedząc na nim. Podniósł go i upuścił tak, że Ryan uderzył głową o podłogę i syknął z bólu. Justin wstał z niego i rozejrzał się, a kiedy zobaczył swoją broń na podłodze, od razu do niej podszedł. Szybkim ruchem wziął ją do ręki i spojrzał na Ryana, który również nie odrywał od niego wzroku. Justin wycelował broń prosto na głowę chłopaka i zacisnął na niej palce, a jego oddech się przyśpieszył, natomiast w jego żyłach płynęła taka sama adrenalina jak kilka lat temu.
-Justin, nie rób tego – krzyknął Chris, wbiegając do pokoju, ale było już za późno żeby go powstrzymać. Justin nawet przez sekundę się nie zawahał i pociągnął za spust, idealnie celując w głowę Ryana, a potem strzelił jeszcze dwa razy, upewniając się, że Ryan Butler, jego były przyjaciel i człowiek, który zgwałcił i bił jego żonę, nie żyje.
---------------------------
HEJ KOCHANI!
Okej, po pierwsze, BARDZO WAŻNA wiadomość!!! Powinnam napisać to pod ostatnim rozdziałem, ale nie zdałam sobie sprawy, że to już ten moment i ostatnio się skapnęłam dopiero.. Dzisiejszy rozdział jest PRZEDOSTATNIM rozdziałem. Został jeszcze tylko epilog.
Cholera.. Dopiero co zaczynałam to pisać, a już jesteśmy przy końcu. Nie mogę w to uwierzyć.
No ale dobra.. Za tydzień koniec tego ff, Justin zabił Ryana, odnajdując przy tym Emily. Co o tym wszystkim sądzicie? Co będzie dalej? Jak myślicie, w jaki sposób skończy się to ff? Będzie happy-end czy może raczej nie?
KOMENTUJCIE, KOMENTUJCIE!
Kocham was bardzo i do następnego, za tydzień!! ♥
wasza playtimegomezFF
Upiłam bardzo powoli łyka wody z butelki i odetchnęłam, czując ulgę, którą zaznał mój organizm. Po kilku kolejnych łykach, odłożyłam butelkę na podłogę i ponownie się położyłam, przymykając powieki. Nie miałam już siły płakać, nie miałam siły na nic. Jedyne co robiłam to leżałam, czasami spałam. Nawet nie płakałam już kiedy Ryan mnie gwałcił. Chyba po prostu zaczęłam się przyzwyczajać do całego bólu, z którym mam do czynienia każdego dnia. Westchnęłam cicho i uchyliłam powieki, spojrzałam na obrączkę na moim palcu i poczułam przyjemne uczucie w brzuchu, przypominając sobie dzień, w którym Justin został moim mężem. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za nim jak cholera. Każdego dnia marzyłam o tym żeby móc się jeszcze kiedyś do niego przytulić. Chciałabym jeszcze kiedyś poczuć się tak bezpiecznie jak czułam się, będąc w jego ramionach.
Wzdrygnęłam się kiedy z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu Ryana. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się tajemniczo po czym wstał i wyszedł z pokoju, odbierając po drodze. Przygryzłam wargę, będąc ciekawa kto dzwonił, ponieważ zazwyczaj rozmawiał przy mnie co doprowadzało mnie do szału, szczerze mówiąc. Popisywał się przed każdym i robił z siebie kogoś kim na pewno nie był.
Podniosłam się delikatnie z łóżka i poszłam powoli na palcach w stronę drzwi, a po krótkiej chwili stanęłam przy nich i zaczęłam nasłuchiwać.
-Tak, stary. Jest naprawdę ładna i seksowna – powiedział Ryan i byłam pewna, że miał na ustach ten szyderczy uśmieszek – Niech się zastanowię.. 200 tysięcy. No tak, a co ty myślałeś? Że dostaniecie ją za darmo? W końcu da wam świetny zysk, a ja muszę coś z tego mieć.. Cieszę się, że się zgadzamy. W takim razie wyjedziemy już jutro..
Rozszerzyłam oczy, słysząc jego słowa. Wróciłam na łóżko, kładąc się na nim i spojrzałam w ścianę. Myślałam, że gorzej być już nie może, a jednak. Zostanę sprzedana jak jakaś zwykła rzecz. Moim nowym domem będzie burdel, nawet nie wiem gdzie. Przyłożyłam dłoń do ust, powstrzymując wybuch płaczu. Boję się, boję się jak cholera. Nie mogę zostać dziwką. Nie przeżyję tego, przysięgam, że tego nie przeżyję. Zacisnęłam szczękę, czując jak zaczynam się trząść, a w tym samym momencie do pokoju wrócił Ryan, gwiżdżąc pod nosem.
-I jak tam, kochanie? – zapytał, siadając na fotelu i odpalił papierosa, ale ja nie odezwałam się, cały czas myśląc o tym, że jutro o tej porze pewnie będę w drodze do miejsca, które zmieni moje życie w piekło – Wiesz co? Tak sobie myślę i nie spodziewałbym się, że Justin tak szybko się podda. Bo wiesz, do tej pory nie ma tutaj ani jego ani twojego braciszka.. Chyba nie są tak dobrzy jak mówią skoro do tej pory cię nie znaleźli.
-Zamknij się – mruknęłam, zaciskając powieki i skuliłam się bardziej, zakrywając się szczelnie kocem.
-A wiesz co jest najlepsze? Kiedy Justin w końcu kiedyś znajdzie to miejsce, ani mnie, ani ciebie już tutaj nie będzie. Ale myślę, że zostawię mu jakąś wiadomość.. A wtedy uzyskam efekt na jaki czekałem tyle czasu – zaśmiał się do siebie, a ja pokręciłam głową, wtulając głowę w poduszkę i starając się go nie słuchać.
-I najzabawniejsze jest to, że Justin się kompletnie załamał i najwidoczniej sobie nie radzi, a w szczególności z wychowaniem dziecka skoro jego rodzice przyjechali i zajmują się waszym dzieckiem zamiast niego – te słowa momentalnie przykuły moją uwagę i przełknęłam z trudem ślinę. Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka.
-Skąd to wiesz?
-Widzisz, lubię patrzeć jak ktoś kogo nienawidzę schodzi na dno. I Justin właśnie schodzi na dno, tylko szkoda mi trochę tego dzieciaczka bo jeśli tak dalej pójdzie to nie będzie miał ani matki ani ojca bo Justin albo się zaćpa albo strzeli sobie kulkę w łeb.
-Justin nigdy w życiu nie zostawi Jasona samego – warknęłam, patrząc na niego, ale w głębi siebie poczułam, że mogę się mylić. Justin musi być teraz naprawdę załamany skoro jego rodzice przyjechali i zajmują się Jasonem. Ale wyjdzie z tego i w końcu pogodzi się z tym, że mnie nie ma, mam taką nadzieję..
-Zobaczymy. Twój bohater już chyba stracił swoją magiczną siłę – Ryan zaciągnął się papierosem ostatni raz po czym go zgasił, a ja odwróciłam się do niego tyłem, czując jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach, a głowa zaczyna mocno pulsować.
Gdzie jesteś, Justin?
Justin’s pov
Wysiadłem z samochodu i rzuciłem papierosa na ziemię, deptając go po chwili. Poprawiłem swoją skórzaną kurtkę i spojrzałem na dobrze znany mi budynek. Tutaj przebywałem najczęściej odkąd przeprowadziłem się do Nowego Jorku i kiedy ostatnim razem stąd wychodziłem, nie sądziłem, że jeszcze kiedyś tu wrócę.
Westchnąłem, ruszając do klatki, przy której wpisałem kod, a kiedy drzwi zapiszczały znajomo, wszedłem do środka od razu ruszając do holu, a potem do windy. Oblizałem wargi, rozglądając się dookoła, ale praktycznie nic się nie zmieniło. To nadal jeden z najdroższych budynków Nowego Jorku. Oparłem się o lustro w windzie, wciskając guzik z numerem „9” i przymknąłem powieki, jeszcze raz myśląc nad wszystkim dokładnie. Nie miałem wyjścia. To była ostatnia deska ratunku. Jeśli to nie wypali, mogę się pożegnać z myślą, że jeszcze kiedyś zobaczę Emily.
Winda zatrzymała się na dziewiątym piętrze i westchnąłem, wychodząc z niej zdecydowanym krokiem. Od razu ruszyłem w stronę największego apartamentu i po chwili stanąłem przed drzwiami. Wpisałem kod, a kiedy wszedłem do środka, rozejrzałem się. Przy moim boku w bardzo krótkim czasie stanął jeden z ochroniarzy, patrząc na mnie zabójczym wzrokiem. Przysięgam, że miałem ochotę przewrócić oczami bo prawdopodobnie myślał, że mnie wystraszy, ale mnie to nie ruszało.
-Jestem starym znajomym, muszę się z nim widzieć – wymamrotałem, patrząc na niego i wsunąłem dłonie do kieszeni kurtki.
-Nazwisko?
-Bieber.
-Nie byłeś umówiony..
-A co to jest kurwa jakieś biuro dziennikarskie, że potrzebne są zapisane wizyty? Muszę się z nim spotkać i już. Po prostu powiedz mu, że przyszedłem, chyba po to tu jesteś – powiedziałem zirytowany, a mężczyzna przewrócił oczami, kręcąc głową.
-Dobra, poczekaj tu chwilę – mruknął i odwrócił się, idąc w stronę jednych drzwi, a ja westchnąłem z irytacją pod nosem, oblizując wargi. Nie minęło dużo czasu, a mężczyzna wrócił i spojrzał na mnie – Możesz wejść.
-Dziękuję – uśmiechnąłem się sztucznie w jego stronę po czym go wyminąłem i popchnąłem drzwi, wchodząc do środka pokoju, w którym przy biurku siedział nie kto inny a Anthony, a wokół niego było kilka półnagich lasek. Czyli nic się nie zmieniło. Dziewczyny spojrzały na mnie, posyłając mi figlarne uśmiechy, ale spiorunowałem je od razu wzrokiem, robiąc się coraz bardziej wkurzony. Kto by pomyślał, że aż tak łatwo wyprowadzić mnie z równowagi.
-Kogo ja widzę! – zaśmiał się Anthony kiedy na mnie spojrzał – Człowiek, któremu dałem pracę kiedy był na dnie, a potem mnie wystawił i nagle rzucił pracę – uśmiechnął się sztucznie w moją stronę, w tym samym momencie klepiąc jakąś dziwkę w pośladek.
-Daruj sobie. Przyszedłem tutaj bo mam sprawę – westchnąłem, podchodząc trochę bliżej.
-Nawet sobie nie myśl. Powiedziałem ci kiedy byłeś tu ostatnim razem. Jeśli raz odchodzisz to już nigdy nie wracasz.
-Nie chcę wrócić do pracy, Anthony – mruknąłem, patrząc na mojego byłego szefa i wzruszyłem ramionami.
-To o co chodzi? – zmarszczył brwi zdezorientowany i przechylił głowę na bok – Pieniędzy też nie dostaniesz.
-Tego też nie chcę – oblizałem wargi, patrząc na niego uważnie – Pamiętasz Butlera?
-Oh, nie przypominaj mi tego gnojka. Powinien już dawno nie żyć, ale zabicie go byłoby zbyt dużym ryzykiem – rzucił od razu, zaciskając swoje wargi. Reakcja jakiej się spodziewałem. Anthony tak jak ja nienawidził Ryana za to, że nas wszystkich oszukał i wystawił – Ale co z nim?
-Porwał moją żonę ponad tydzień temu.. Przeszukałem całe miasto, wszystkie miejsca, w których kiedyś przebywał, a także jego gang. Niestety, nigdzie go nie ma. Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Wiem, że ty masz pełno informacji o swoich pracownikach i byłych pracownikach, a już szczególnie o tych, którzy cię wykiwali. Na pewno znasz wszystkie miejsca, w których przebywał jego gang. I właśnie tego potrzebuję – wymamrotałem, a Anthony nie przerywał ze mną kontaktu wzrokowego, jednak po chwili przerwał go i zaśmiał się ironicznie.
-I ja mam ci pomóc? Po tym jak zostawiłeś gang? Co mnie obchodzą twoje problemy, sam sobie poradź.
-Kurwa, Anthony. Tutaj chodzi też o moje dziecko, ono potrzebuje matki. Muszę ją znaleźć. Proszę tylko o pieprzone adresy – zawarczałem, patrząc na niego z coraz bardziej wzrastającą wściekłością. Z całej siły powstrzymywałem się żeby się na niego nie rzucić. Kurwa, nie proszę przecież o coś wielkiego. Wypuściłem powietrze ustami, starając się opanować – Zostawiłem gang z ważnego powodu, ale nie wydałem cię nigdy i kiedy tu pracowałem, nigdy niczego nie spieprzyłem. Daj mi te adresy, zapłacę ci do cholery.
-Uh.. – mruknął Anthony, kręcąc głową i zmarszczył brwi, jakby się zastanawiając. Pośpiesz się, nie mam kurwa czasu. Po dłuższej chwili w końcu wstał z miejsca i spojrzał na mnie ponownie – Dobra, chodź – mruknął, machając dłonią w moją stronę i ruszył do pomieszczenia, które było na końcu pokoju. Dobrze pamiętałem co to za pomieszczenie. Anthony miał tam wszystko czego potrzebował jako szef gangu, razem z informacjami na temat swoich pracowników.
Kiedy weszliśmy do środka, zamknąłem za sobą drzwi, a mężczyzna usiadł przy biurku i włączył komputer. Zmarszczył brwi, skupiając się na tym czego szukał.
Szybciej..
-Są dwa miejsca, w których przez ostatnie lata chowali się najczęściej. Na dwóch końcach Nowego Jorku. Nie wiem czy tam jest Ryan, ale możesz sprawdzić – wymamrotał po kilku minutach Anthony, pisząc coś na kartce – Jeśli jego tam nie będzie to znaczy, że wyjechał, a jeśli wyjechał to będziesz musiał szukać go po całym świecie i być może go znajdziesz, ale to zajmie ci dużo czasu i nie wiadomo czy twoja dziewczyna będzie jeszcze żyła – dokończył, wyciągając w moją stronę kartkę, a ja zacisnąłem wargi przez jego ostatnie słowa. Nie musiałeś mi o tym do chuja przypominać. Zignorowałem chęć uderzenia go i wziąłem od niego kartkę z adresami, kiwając głową.
-Dobra, dzięki. Naprawdę to dla mnie bardzo ważne i jeszcze dzisiaj przeleję ci kasę na konto – powiedziałem, ruszając od razu do wyjścia bo wiedziałem, że nie mam czasu na pogawędki. Jeśli Ryan jest w którymś z tych miejsc to muszę tam być jak najszybciej.
-Nie. Nie płać mi nic, ta kasa na pewno ci się przyda, a po za tym ja ci podałem tylko adresy, to nic wielkiego – wymamrotał mężczyzna. Odwróciłem głowę w jego stronę i posłałem mu wdzięczny uśmiech.
O proszę, Anthony ma jeszcze gdzieś trochę serca!
-Dzięki, stary – mruknąłem, wychodząc z pomieszczenia, a po kilku minutach wsiadałem już do swojego auta, dzwoniąc do Chrisa.
Mam tylko nadzieję, że się nie spóźniłem.
***
Nobody’s pov
Korki w Nowym Jorku było czymś czego ludzie najbardziej nienawidzili, a w szczególności Justin. Siedział w samochodzie razem z Chrisem i Thomasem, krzycząc i warcząc, mimo że to niczego nie zmieniało. Wszyscy byli bardzo zdenerwowani. Oni, jak i chłopacy, którzy jechali za nimi sprawdzić czy Ryan i Emily są jeszcze w Nowym Jorku. Nikt nie wiedział czego mają się spodziewać. Można powiedzieć, że się cieszyli. W końcu mieli jakąś wiadomość dotyczącą tak ważnej dla nich osoby, ale liczyli się z tym, że mogą jej albo nie zastać, a jeśli zastaną to martwą. Starali się o tym nie myśleć, ale ta myśl wracała z każdą sekundą. Jednak mieli nadzieje i właśnie przez tą nadzieje jechali pod adresy podane przez Anthony’ego.
W końcu po długich 30 minutach Justin zatrzymał auto pod domem, w którym mogła być jego żona. Wysiadł razem z Chrisem i Thomasem po czym spojrzeli na siebie znacząco, ruszając w stronę wejścia do domu. Chris wyważył drzwi, wchodząc do środka z bronią w ręku, a za nim od razu weszła reszta. Zaczęli się rozglądać, a cisza jaka panowała w domu ich przerażała.
-Nie ma nikogo – powiedział Justin po kilku minutach, schodząc na dół, a w jego głosie było słychać, że był zawiedziony i to cholernie.
-Spokojnie, mamy jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia. Muszą tam być – wymamrotał Thomas, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Jemu także było ciężko. On i Emily byli bardzo zżyci. Spędzili dużo czasu razem i traktował ją jak rodzinę. A do tego cały czas obwiniał się o jej porwanie, mimo że Justin już z nim na ten temat rozmawiał i mu wybaczył. Jednak Thomas nie potrafił wybaczyć sobie i bał się, że jeśli Emily nigdy się nie znajdzie, albo znajdzie się, ale martwa to nie da rady z tym żyć. Bał się, że już zawsze będzie siebie obwiniał o wszystko co się stało.
Chłopacy wsiedli ponownie do swoich pojazdów i ruszyli na drugi koniec Nowego Jorku, ale wiedzieli, że nie dostaną się tam tak szybko bo po pierwsze korki, a po drugie to było naprawdę daleko. Justin odpalił papierosa, zaciągając się nim i patrząc na drogę. Chris patrzył przez boczną szybę, stukając nerwowo palcami o kolano i zastanawiając się czy uda im się, czy zdążą. Modlił się żeby im się udało. Nie chciał stracić siostry bo ona była wszystkim co miał. Była jego jedyną rodziną tak naprawdę. Thomas również był zamyślony i rozglądał się wszędzie, nie potrafiąc skupić wzroku na jednej rzeczy. Nikt w tym samochodzie ze sobą nie rozmawiał. Każdy był pochłonięty w swoich myślach. Natomiast w drugim samochodzie, chłopacy omawiali plan wejścia i powtarzali wszystko dokładnie, wiedząc, że nie mogą zawieść Chrisa.
Była jeszcze Carly, która siedziała w domu Justina razem z Kelsey, starając się skupić na filmie, ale nie udawało jej się. Cały czas myślała o Emily. Od ponad tygodnia codziennie zadawała Chrisowi to samo pytanie: „Znaleźliście ją?” Emily była jej jedyną przyjaciółką i była dla niej jak siostra. Nie wyobrażała sobie jej stracić. Mimo wszystko, ufała Chrisowi i Justinowi także. Wiedziała, że zrobią wszystko żeby ją odnaleźć.
*****
Samochód Justina zatrzymał się kawałek od domu wskazanego przez Anthony’ego, a zaraz za nim zatrzymali się chłopacy. Chłopak wyciągnął broń, sprawdzając czy jest naładowana, a kiedy zobaczył, że jest pełna, spojrzał na Chrisa, wypuszczając powietrze z ust.
-To jest ten moment. Chwila prawdy – wymamrotał cicho, patrząc przyjacielowi w oczy, a ten pokiwał głową, oblizując nerwowo wargi.
-Więc idziemy – mruknął Chris i po jego słowach, wysiedli z auta, a potem okrążyli dom, stając przy różnych jego wejściach. Nie mieli pojęcia czy ktoś jest w środku, ale wierzyli, że tak będzie. Wiedzieli, że muszą być skupieni i ostrożni i że to nie jest zabawa.
Justin spojrzał na Thomasa i wskazał głową na drzwi, na co Thomas od razu zareagował i wyważył drzwi tak żeby nie było zbyt dużego hałasu. Kiedy weszli do środka, zaczęli się rozglądać dookoła, robiąc kilka kroków do przodu, a po chwili przed nimi stanął jeden z kumpli Ryana z nożem w ręku i obleśnym uśmiechem na twarzy. Thomas był szybszy. Zaatakował go, dając mu kilka mocnych ciosów przez co chłopak zemdlał. W tej chwili Justin był pewny, że tutaj jest Emily. Inaczej nie byłoby tutaj nikogo. Może się oszukiwał bo to w końcu miejsce gangu Ryana, ale nie umiał myśleć inaczej. On czuł. Po prostu czuł, że tutaj jest jego żona. Ruszył w głąb domu, a potem powoli i po cichu do schodów i zaczął po nich wchodzić, nasłuchując najmniejszego dźwięku. Wypuścił powietrze ustami kiedy był już na górze i przycisnął się do ściany, rozglądając się dyskretnie po korytarzu. Nie miał pojęcia, w którą stronę iść. W tym samym momencie kilku chłopaków weszło na górę od drugiej strony i zaczęli sprawdzać pokoje. Justin również ruszył wzdłuż korytarza, nasłuchując przy drzwiach czy ktoś jest w pokojach.
-Emily, błagam. Powiedz, że tu jesteś – wyszeptał sam do siebie z desperacją. Nie chciał myśleć o tym co by zrobi jeśli jej tutaj nie będzie. Postanowił sprawdzić pokoje żeby mieć pewność, że nikogo tam nie ma. Podszedł do jednych drzwi i złapał za klamkę kiedy usłyszał znajomy śmiech i po plecach przebiegły mu ciarki. Jest. On tutaj jest. Zacisnął szczękę, odwracając się i ruszając w stronę, z której dobiegał śmiech. Kiedy stanął przed drzwiami, złapał delikatnie klamkę, chcąc usłyszeć coś jeszcze.
-Dobra, na razie stary – powiedział Ryan do telefonu, zadowolony z rozmowy z kolegą po czym się rozłączył i spojrzał na leżącą na łóżku dziewczynę. Był z siebie dumny. W końcu zemścił się na osobie, której tak bardzo nienawidził. Z jednej strony chciał zatrzymać Emily bo naprawdę mu się podobała, ale nie mógł. Zamierzał zostać w Nowym Jorku, a to zbyt duże ryzyko. Po za tym potrzebował kasy, a za Emily miał dostać jej sporo. Uśmiechnął się do siebie, myśląc o tym – Zaraz pójdziemy się wykąpać bo jutro czeka nas długa podróż, mała – wymamrotał, a Justin słysząc te słowa, zacisnął szczękę mocniej, czując swoje wściekle bijące serce. Nie miał zamiaru się powstrzymywać. Wszedł do pokoju, trzymając pistolet w dłoni, a jego wzrok od razu napotkał wystraszony i zgaszony wzrok Emily. Dziewczyna patrzyła na chłopaka, niedowierzając, ale nie miała siły się cieszyć, jednak poczuła ulgę. Myślała, że już nic i nikt jej nie uratuje z tego koszmaru. Justin, widząc w jakim stanie jest Emily, poczuł złość jakiej chyba nie czuł nigdy. Spojrzał na swojego dawnego przyjaciela, który uśmiechnął się do niego szyderczo i pokręcił głową.
-Zabiję cię – syknął momentalnie, szybko oddychając, a Ryan zaśmiał się głośno.
-Naprawdę? Słyszałem to już tyle razy i popatrz jestem tutaj nadal – cmoknął ustami, rozsuwając ramiona i kołysząc się jak dziecko – Ale brawo, nie sądziłem, że zawitasz do nas jeszcze przed wyjazdem, a tu proszę – zaśmiał się, zaczynając klaskać.
-Zabiję cię, ja cię kurwa zabiję – warknął głośniej, robiąc powolne kroki w jego stronę i nie odrywając od niego swojego pełnego nienawiści wzroku.
-Jeszcze muszę ci pogratulować jednej rzeczy.. Twoja żona jest świetna w łóżku, wiesz? – wyszeptał do niego z głupim uśmiechem, a złość którą Justin trzymał w sobie przez ostatnie dni, wybuchła i rzucił się na Ryana, zaczynając go bić i kopać z całej siły. Nie liczyło się w tym momencie dla niego nic prócz zemsty na Ryanie za całą krzywdę, którą wyrządził Emily. Nienawidził go. Nienawidził go tak bardzo jak nikogo wcześniej. Zadawał mu coraz mocniejsze ciosy. Ryan się bronił i Justin oberwał od niego kilka razy, ale to go nie ruszało. Był tak wściekły, że nie panował nad sobą. Czuł się jak kilka lat temu kiedy był w gangu. Kiedy ktoś go wkurwił, musiał tego pożałować i nic innego się nie liczyło. Teraz też tak było.
Emily patrzyła na nich, szybko oddychając i pragnąc żeby Justin już przestał i ją stąd zabrał. Nie chciała na to patrzeć, nie chciała widzieć Justina w takim stanie. Chciała stąd po prostu zniknąć. Chciała być już w domu z Justinem, tulącym ją do swojego torsu i mówiącego, że teraz już będzie dobrze, że przy niej zostanie. Jednak nie miała siły. Ostatnie wydarzenia i nerwy oraz brak jedzenia ją wykończyły. Spojrzała na Justina, bijącego Ryana po twarzy, a po chwili obraz przed jej oczami, zamazał się, aż zniknął kompletnie.
-Nie odpuszczę ci tego, nie tym razem – krzyknął Justin, uderzając Ryana w twarz z pięści po czym spojrzał na niego, a jego oddech był tak szybki jak nigdy wcześniej.
-Musiała mi obciągać, wiesz? – wychrypiał chłopak, nie mając zamiaru się poddać. Nawet jeśli miał teraz umrzeć, to chciał żeby Justin nie mógł przestać myśleć o tym co musiała tutaj robić Emily. Tylko dlatego opowiadał wszystko i dostawał to czego chciał. Justin odchodził od zmysłów z każdym jego słowem, przez co Ryan czuł się dobrze. Uśmiechnął się do niego, wzruszając ramionami po czym zakaszlał cicho.
-Ty pierdolony gnojku – warknął Justin i złapał Ryana za koszulkę, siedząc na nim. Podniósł go i upuścił tak, że Ryan uderzył głową o podłogę i syknął z bólu. Justin wstał z niego i rozejrzał się, a kiedy zobaczył swoją broń na podłodze, od razu do niej podszedł. Szybkim ruchem wziął ją do ręki i spojrzał na Ryana, który również nie odrywał od niego wzroku. Justin wycelował broń prosto na głowę chłopaka i zacisnął na niej palce, a jego oddech się przyśpieszył, natomiast w jego żyłach płynęła taka sama adrenalina jak kilka lat temu.
-Justin, nie rób tego – krzyknął Chris, wbiegając do pokoju, ale było już za późno żeby go powstrzymać. Justin nawet przez sekundę się nie zawahał i pociągnął za spust, idealnie celując w głowę Ryana, a potem strzelił jeszcze dwa razy, upewniając się, że Ryan Butler, jego były przyjaciel i człowiek, który zgwałcił i bił jego żonę, nie żyje.
---------------------------
HEJ KOCHANI!
Okej, po pierwsze, BARDZO WAŻNA wiadomość!!! Powinnam napisać to pod ostatnim rozdziałem, ale nie zdałam sobie sprawy, że to już ten moment i ostatnio się skapnęłam dopiero.. Dzisiejszy rozdział jest PRZEDOSTATNIM rozdziałem. Został jeszcze tylko epilog.
Cholera.. Dopiero co zaczynałam to pisać, a już jesteśmy przy końcu. Nie mogę w to uwierzyć.
No ale dobra.. Za tydzień koniec tego ff, Justin zabił Ryana, odnajdując przy tym Emily. Co o tym wszystkim sądzicie? Co będzie dalej? Jak myślicie, w jaki sposób skończy się to ff? Będzie happy-end czy może raczej nie?
KOMENTUJCIE, KOMENTUJCIE!
Kocham was bardzo i do następnego, za tydzień!! ♥
wasza playtimegomezFF
Łeee tylko nie koniec. wciagnelam się w tego bloga
OdpowiedzUsuńJuż koniec ale to szybko zlecialo :( świetny i do ostatniego
OdpowiedzUsuńNie wierze, że to już będzie koniec :C Opowiadanie jest zajebiste i mam nadzieję, że będziesz pisać kolejne :3 Ten rodział też świetny i czekam na ten ostatni <3
OdpowiedzUsuńJa nie chcę końca!! Cudowny... boże ja nie chcę końca! Ale okej, perfect kocham i nadal nie chcę końca tego ff. Pokochałam je od pierwszego rozdziału, nie zostawiaj nas hahah... nie no cudowny i jakoś pogodzę się z tym że to koniec <3
OdpowiedzUsuńKiedy nn?
OdpowiedzUsuńKiedy nowy?
OdpowiedzUsuńNowy bedzie dopiero w tym tygodniu, jakoś w weekend
Usuń