19.12.2015

Epilog

włączcie sobie tą piosenkę ---> https://www.youtube.com/watch?v=pyvBhY3Ydis i przeczytajcie notkę! :)

Nobody’s pov

Justin stał przed salą, w której leżała Emily, wpatrzony w nią przez szybę. Przyglądał się jej bladej i posiniaczonej twarzy, co tylko łamało jego serce na większe kawałki. Nie mógł znieść tego widoku. Tym bardziej, że Emily nadal była nieprzytomna. Chciał żeby już się obudziła, chciał ją przeprosić i zapewnić, że teraz wszystko już będzie okej. Miał świadomość, że może mu nie uwierzyć, ale nie obchodziło go to. Po prostu chciał jej pokazać, że jest tu dla niej mimo wszystko.
Ona na to nie zasłużyła. To nie powinno jej spotkać.
Powtarzał sobie to cały czas odkąd wyszli z tego obskurnego budynku. Nie potrafił sobie poradzić z bólem, który przychodził za każdym razem z myślą o tym co ten dupek jej robił. Nie wyobrażał sobie jak bardzo musiała przez niego cierpieć. Tym razem posunął się za daleko, ale już nigdy więcej jej nie zagrozi. Właśnie dlatego musiał to zrobić, musiał go zabić. Nie miał innego wyjścia. Nie mógłby żyć dalej ze świadomością, że Ryan jest gdzieś na tym świecie i w każdej chwili może wrócić. Musiał pozbyć się go raz na zawsze. Zastanawiał się momentami czy nie poniosło go za bardzo, ale widząc Emily w takim stanie, był pewien: zrobił dobrze.
Kiedy zobaczył Emily na łóżku, wystraszoną, posiniaczoną, wycieńczoną, zawładnęły nim wszystkie negatywne uczucia i cały świat dookoła zniknął. W tamtej chwili liczył się tylko Ryan i zemsta na nim. Chciał być pewny, że ten dupek nigdy więcej nie zagrozi jego rodzinie. Co prawda, bał się tego jak zareaguje na tą wiadomość Emily, ale miał nadzieję, że nie będzie tak źle. Ona będzie musiała zrozumieć, że Justin nie miał innego wyjścia. Dziewczyna na szczęście nie widziała postrzału, ponieważ chwilę przed nim zemdlała. Justin w pewnym sensie się z tego cieszył bo to przynajmniej jedna okropna rzecz, której Emily nie zapamięta do końca swojego życia.
Chłopak westchnął, przyglądając się lekarzom, którzy cały czas robili jakieś badania jego żonie. Chciał już do niej wejść, ale musiał czekać aż doktorzy skończą. Spojrzał na zaskakująco spokojną twarz dziewczyny i uśmiechnął się słabo, myśląc o tym, że kiedy się obudzi, cały ten spokój zastąpi pieprzony koszmar. Wiedział, że będzie jej ciężko poradzić sobie ze wspomnieniami, z bólem, ale wiedział też, że jej nie opuści i będzie przy niej. Miał zamiar dać z siebie wszystko żeby ją wesprzeć. Zastanawiał się nawet nad wyjazdem czy przeprowadzką. Chciał po prostu zrobić coś dzięki czemu Emily szybciej zapomni. Łudził się i był tego świadomy. Mimo to, miał zamiar czekać tak długo, aż będzie trzeba. Będzie czekał, aż Emily wróci do siebie psychicznie, nawet jeśli będzie miało to trwać latami.

Chris stanął obok swojego przyjaciela, podając mu papierowy kubek z herbatą po czym odwrócił wzrok na swoją siostrę. Czuł ulgę. Była tutaj. Żywa. Zdrowa. Nie chciał myśleć o tym co by zrobił gdyby jej nie znaleźli. Obawiał się, że nie przeżyłby tego. Ale była tutaj. I tylko o tym chciał teraz myśleć. Denerwował się, ponieważ lekarze nadal ją badali, a on chciał już wiedzieć czy wszystko okej. Oboje z Justinem mieli nadzieję, że Emily nie ma żadnych poważnych obrażeń wewnętrznych. I oboje byli tak samo zdenerwowani, ale w tym samym momencie odczuwali cholerną ulgę. Jednego czego byli pewni, to, to że przejdą przez wszystko razem.

***
-Witam, Pan Justin Bieber? – odezwał się wysokim głosem funkcjonariusz policji, przerywając ciszę jaka panowała na korytarzu. Justin odwrócił się ze złączonymi brwiami i momentalnie przełknął ślinę, dostrzegając przed sobą policjantów.
-Tak, to ja. O co chodzi? – zapytał, udając całkowity spokój.
- Jest pan oskarżony o morderstwo Ryana Butlera. I są na to twarde dowody. Pójdzie pan z nami – wymamrotał zdecydowanym tonem, a przez słowa, które wypowiedział, Justinowi jak i Chrisowi, zaschło w gardle. Chłopak patrzył na nich przez chwilę, przyjmując do siebie to co powiedział. Co do cholery poszło źle?
Wydawało mu się jakby cały jego świat nagle runął, zapadł się. Przed oczami pokazał mu się obraz Emily z Jasonem. Miał ochotę krzyknąć. Przecież miałem ich kurwa ochraniać. Miałem się nimi zaopiekować. Serce zaczęło mu okropnie szybko bić, a głowa zaczęła pulsować. Mógł uciec. Mógł to zrobić, ale nie chciał. Wiedział, że przecież to on go zabił i gdzieś popełnił błąd. Musi teraz za to zapłacić. Przeszło mu przez myśl żeby uciec i wrócić, aby chronić swoją rodzinę, ale wiedział, że to byłoby bezsensu. Oni by go znaleźli. Zgarnęliby go przy Emily, przy Jasonie. Nie chciał do tego dopuścić. Wolał żeby stało się to w takich okolicznościach. Pocieszało go to, że dziewczyna jego życia nie musi patrzeć jak jej mąż jej zakuwany w kajdanki.
Wyciągnął ręce w stronę policjanta, pozwalając mu się zakuć. Poprosił policjantów o kilka minut i na jego szczęście, zgodzili się. Chłopak odwrócił się, od razu kierując swój wzrok na śpiącą Emily. Jego serce zakuło mocno, kiedy uświadomił sobie, że być może to ostatni raz kiedy ją widzi. I nie pożegna się z nią. Ani z nią, ani z Jasonem. Może to i dobrze, bo mógłby tego nie znieść. Mogłoby to doprowadzić do próby ucieczki, a to nie byłby najlepszy pomysł, mimo wszystko.
Chris patrzył na przyjaciela ze strachem i bólem w oczach, czyli dokładnie tak jak się czuł. Nie mógł przyjąć do wiadomości, że to naprawdę się dzieje. Chciał coś zrobić, cokolwiek. Niestety nie było niczego co mógłby zrobić. Wiedział o tym. I Justin również o tym wiedział. Słowa, które wypowiedział po chwili do niego Justin, sprawiły, że jego serce na moment się zatrzymało.
-Nie mów jej.
-Co do cholery?
- Nie mów jej. Nie możesz powiedzieć jej prawdy, rozumiesz? Nie możesz jej powiedzieć, że trafiłem za kratki, Chris – powiedział chłopak szeptem, z błagającym wzrokiem, skierowanym w stronę swojego przyjaciela.
-Ty chyba oszalałeś, Justin. Nie mogę jej okłamywać, to moja siostra – pokręcił głową, niedowierzając w to, o co prosił go Justin.
-Błagam cię – szepnął, oblizując nerwowo wargi, a jego oczy zabłyszczały, przez co Chris, przełknął momentalnie ślinę - Zrób to dla niej i zrób to dla mnie, tak będzie lepiej. Po prostu coś wymyśl, Chris. Wyjechałem, odszedłem, umarłem.. Cokolwiek, powiedz jej cokolwiek tylko nie prawdę, błagam cię. Ona nie może się o tym dowiedzieć, to ją złamie psychicznie. Ona może tego nie przeżyć. Wolę żeby myślała, że jestem dupkiem niż mordercą. Proszę cię, Chris.
-Ale Justin..
-Nie ma mnie, odszedłem, nie żyję, po prostu mnie nie ma – rzucił szybko, czując swój cholernie nierówny oddech. Błagał w myślach żeby Chris się zgodził. Nie widział innego rozwiązania. Tak było najlepiej, jego zdaniem. Nie odrywał błagającego wzroku od przyjaciela, którego także prawdopodobnie widział ostatni raz – Obiecaj mi, że nie powiesz jej prawdy.
-Justin, ja nie..
-Obiecaj – krzyknął z desperacją w głosie i oczach. Chris przymknął oczy, czując się jakby miał dokonać najważniejszy wybór w jego życiu. I właściwie.. chyba właśnie tak było.
-Dobrze.. Obiecuję ci, że Emily nigdy nie dowie się, że trafiłeś do więzienia – wymamrotał po chwili, unosząc wzrok na chłopaka, który odetchnął z ulgą. Te słowa były wszystkim czego potrzebował w tej sytuacji. Spojrzał jeszcze raz na Emily, powtarzając w myślach jak bardzo ją kocha i jak bardzo będzie za nią tęsknił. Miał jakąś głupią nadzieję, że jakimś cudem słyszy jego myśli.
-Nie mamy kilku godzin na twoje pieprzenie, idziemy – warknął jeden z policjantów, łapiąc Justina za ramię i tym samym wyrywając go z zamyślenia.
-Dziękuję, dziękuję za wszystko, Chris – zawołał kiedy policjant zaczął ciągnąć go w stronę wyjścia. Nie chciał iść. Chciał zostać i czekać aż Emily się obudzi. Chciał móc ją przytulić i pocałować. Chciał sprawić żeby się uśmiechnęła, pomimo całego bólu i koszmaru, który ją dotknął. Jednak nie miał innego wyjścia. Musiał. Musiał z nimi iść. Szedł z nimi do miejsca, w którym spędzi większość swojego życia.
I właśnie w tym momencie również znikał z życia jego jedynej miłości, Emily Bieber-Stewart.

***
00:36
To już dwie godziny odkąd policja zabrała Justina ze szpitala. Chris schował twarz w dłoniach, kręcąc swoją głową i niedowierzając w to co się stało. Siedział w sali Emily, cierpliwie czekając aż jego siostra otworzy oczy. W jego głowie ciągle na nowo pojawiały się słowa, które dokładnie sobie ułożył. Nie miał pojęcia czy da radę jej to powiedzieć. Wiedział, że zrani ją to cholernie, ale miał nadzieję, że będzie tak jak mówił Justin.. Że wyjdzie jej to na dobre. Jednak czuł w środku, że poczucie winy będzie go męczyło do końca życia. Mimo tego, nie chciał złamać obietnicy, którą złożył Justinowi. To jego przyjaciel, który kolejny raz uratował jego siostrę, do tego był przy niej zawsze kiedy jego nie było.. Wierzył, że to jedyny sposób w jaki może mu się odwdzięczyć. Oczywiście nie chodziło tutaj tylko o niego, ale także o Emily. To przez co przeszła w ostatnim czasie, będzie czymś z czym łatwo sobie nie poradzi i nie chciał ranić i dobijać jej bardziej. Tak, wiedział, że odejście Justina i tak będzie cholernie ciężkie, ale wiedział, że z tego wyjdzie. Prędzej poradzi sobie z tym niż z myślą, że ojciec jej dziecka jest mordercą, tak sądził Chris. Okej, wiedziała, że pracował w gangu, ale przecież od tak długiego czasu nie robił nic w stylu „starego Justina”.. Sądził, że oboje już zdążyli zapomnieć o jego złej przeszłości. Po za tym prosiła go żeby tego nie robił. Nie udałoby jej się znieść tego, że jednak go zabił. Prędzej przeżyje to, że jest dupkiem i ją zostawił bo przecież nie powie jej, że nie żyje. To miałoby za dużo konsekwencji, a Emily miałaby za dużo pytań. Kurwa, nie jestem gotowy na powiedzenie jej tego wszystkiego. Powtarzał to sobie cały czas, nie będąc pewny czy da radę. Ale był pewny jednej rzeczy.  Był pewny tego, że nieważne co się stanie, nie zostawi Justina z tym wszystkim samego. Bo Justin jest dla niego jak brat, a braci się nie zostawia.

***
Emily’s pov

-Kocham cię, Emily. Jesteś dla mnie całym światem i nigdy, przenigdy cię nie zostawię – wyszeptał chłopak, patrząc mi w oczy z miłością. Kochałam jego oczy. Mogłabym patrzeć się w nie bez końca.  I wierzyłam. Wierzyłam w jego słowa całym sercem.
-Ja ciebie też kocham, Justin. I ja ciebie też nigdy nie zostawię, nieważne co się stanie między nami – wyszeptałam tak samo cicho jak on i uśmiechnęłam się delikatnie. Położyłam głowę na ramieniu Justina i zaczęłam gładzić jego policzek. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, a po chwili z jego ust wydobył się cichy i łagodny śpiew. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w jego idealny głos i czując wewnętrzny spokój w całym swoim ciele.
Czułam się tak dobrze jak nigdy wcześniej..
I nigdy..
Nigdy później.

Nobody’s pov
Emily uchyliła swoje powieki powoli, natomiast szybko je zmrużyła przez ostre światło, które dotarło do jej oczu. Kiedy jednak przyzwyczaiła się do światła, otworzyła je całkowicie, zaczynając się rozglądać dookoła. Nie minęło zbyt dużo czasu, a dziewczyna zorientowała się, że jest w szpitalu. Poznała po okropnych łóżkach i białych ścianach. Odwróciła głowę w bok i pierwsze co przykuło jej uwagę, to męska dłoń na jej dłoni. Ale nie była to dłoń osoby, której chciałaby żeby była. Mimo że Chris spał, to od razu zorientowała się, że jest kompletnie wykończony.
Oblizała swoje suche wargi, marszcząc brwi i chcąc sobie wszystko dokładnie przypomnieć.
Ryan..
Kolejny dzień w tym obrzydliwym domu..
Wyjazd.. Ryan chciał ją wywieźć..
Justin.. Bili się.. Justin był tak wściekły jak chyba nigdy wcześniej. To pamiętała dokładnie. Pamiętała jego przerażający wyraz twarzy, przez co strach nią zawładnął. Nie chciała żeby to zaszło za daleko, chciała go powstrzymać.. I nic więcej nie pamiętała.
Oddech dziewczyny przyśpieszył się momentalnie, przez co zaczęło kręcić się jej w głowie. Wszystkie złe wspomnienia objęły jej ponownie trzęsące się ciało. Wyrwała dłoń z uścisku Chrisa i przyłożyła ją do piersi, próbując się uspokoić, ale na marne. Nie wychodziło. Nie udawało się, a obrazy, pojawiające się w jej głowie nie chciały zniknąć. Bała się. Bała się, że zaraz po nią wróci, że ją wywiezie, że będzie ją dotykał, bił.. To była najgorsza rzecz jaka przytrafiła ją w życiu.
Myślała tak bo jeszcze nie wiedziała najgorszego..
-Emily – sapnął Chris, zrywając się, a jego wzrok momentalnie skupił się na siostrze. Kiedy Emily odwróciła głowę w jego stronę, pierwsze co dostrzegła to strach. Strach w oczach jej brata, który przeraził ją jeszcze bardziej  – Obudziłaś się, nareszcie się obudziłaś – wymamrotał, wymuszając uśmiech i chwycił dłoń Emily, ściskając ją.
-Chris.. – chrypnęła cicho, przez suszę w gardle i spojrzała przelotnie na jego dłoń.
-Jak się czujesz? Chcesz wody? – przerwał jej, ale pokiwała twierdząco głową. Gardło ją aż dosłownie piekło, tak bardzo chciało jej się pić. Chłopak od razu wstał i podszedł do kranu po czym nalał wody do szklanki, a po chwili ją podał leżącej na szpitalnym łóżku dziewczynie.
Podniosła się delikatnie i momentalnie poczuła ból w całym ciele. Wiedziała, że na pewno miała wszędzie pełno siniaków, ale nie było to coś o czym chciała teraz myśleć. Chciała przynajmniej spróbować zapomnieć.
Upiła małego łyka wody, a potem większego i po krótkim czasie szklanka była już pusta. Kiedy Chris odłożył szklankę, Emily odetchnęła cicho z ulgą i spojrzała na swojego brata.
-Uratowaliście mnie – uśmiechnęła się słabo w jego stronę, a on pokiwał głową na jej słowa.
-Byłaś bardzo silna i dzielna. Tak jak cię uczyłem. Moja dziewczynka – uśmiechnął się, gładząc dłoń swojej siostry. To prawda. Chris zawsze powtarzał, że jeśli stanie się coś złego, ma być silna zawsze, do samego końca i właśnie to Emily postanowiła robić, mimo że czuła się coraz gorzej z każdą minutą. Była wykończona i wycieńczona. Jedyne co choć trochę ją pocieszało to, to że była już w końcu w innym, normalnym miejscu.
-Co z Ryanem? – spytała po dłuższej chwili namysłu, uświadamiając sobie, że nie ma pojęcia co z nim się stało. Spojrzała na swojego brata, oczekując odpowiedzi, natomiast on poczuł jak jego oddech się przyśpiesza. To był ten moment. Moment, o którym myślał od kilku godzin i którego się bał.
-Ryan nie.. um, nie zagrozi ci więcej. Trafił za kratki i prędko stamtąd nie wyjdzie – skłamał, utrzymując wzrok na ich splecionych dłoniach, a dziewczyna odetchnęła cicho z ulgą. Tego właśnie chciała. To znaczy chciała żeby był trupem, ale nie z rąk jej własnego męża czy brata. Nigdy w życiu.
-A Justin? Gdzie on jest? Z Jasonem? Przyjdą do mnie niedługo? – zapytała, czując tęsknotę za swoją rodziną. Oni byli dla niej wszystkim. Nie wyobrażała sobie bez nich życia. Tęskniła za nimi każdego dnia. Chciała i potrzebowała ich mieć teraz przy sobie. Potrzebowała ich jak cholera.
-Jason będzie u ciebie za jakieś dwie godziny, a Justin.. Justin nie przyjdzie dzisiaj – powiedział chłopak i wypuścił powietrze ustami, czując mocne ukłucie w sercu. Nie chciał kłamać, nie chciał jej oszukiwać, ale obiecał. I wierzył, że tak będzie lepiej. Emily zmarszczyła brwi, patrząc na niego uważnie.
-Jak to? Ma coś do zrobienia, tak? A przyjdzie jutro? Powiedz mu żeby przyszedł jak najszybciej..
-Jutro też nie przyjdzie.
-Ale.. jak to? – mruknęła dziewczyna, nie rozumiejąc o co chodzi i przygryzła delikatnie dolną wargę, czując niepokój – A kiedy przyjdzie? – spytała szeptem z nadzieją w oczach i głosie.
-Justin.. on nie przyjdzie. Nie przyjdzie w ogóle – wymamrotał Chris i uniósł wzrok z bólem w oczach. Dziewczyna zmarszczyła czoło, przyjmując do siebie jego słowa po czym pokręciła głową, śmiejąc się cicho.
-Chris, to taka niespodzianka? Nabierzesz mnie, a potem wpadnie tu Justin? Zgadłam, co? Mam was – wskazała na niego palcem z uśmiechem, wyobrażając sobie całą tą sytuację. Ale Chris się nie uśmiechnął. Ani nie poruszył. Nie zrobił niczego. Po prostu patrzył na Emily ze smutnym wyrazem twarzy. Patrzył na nią w taki sposób, w jaki nie patrzył na nią nigdy wcześniej.
-Chris.. Powiedz, że to żart.. Gdzie on jest? – zapytała po chwili przerażającej ciszy, zaczynając się coraz bardziej denerwować.
-Emily, posłuchaj. To co teraz powiem będzie dla ciebie trudne, ale pamiętaj, że musisz być silna i że masz mnie, Carly i wszystkich którzy cię kochają – wymamrotał, prostując się delikatnie i wciągnął nerwowo powietrze, układając sobie szybko w głowie to co musi jej powiedzieć. Spojrzał na Emily, ściskając jej dłoń, a jego serce biło z ogromną szybkością przez strach i wyrzuty sumienia – Justin wyjechał. Wyjechał na zawsze. Kiedy cię tutaj przywieźliśmy, był kompletnie zdołowany. Obwinia siebie o wszystko. Powiedział, że nie może więcej cię narażać. Ani ciebie ani Jasona. Powiedział, że musi zniknąć, ale cię kocha, kocha was najbardziej na świecie. Tylko on po prostu.. on nie potrafi. Chce żebyś była szczęśliwa i bezpieczna, dlatego masz o nim zapomnieć, masz ułożyć sobie życie i nie myśleć o nim bo on tu nigdy nie wróci. Nigdy.
Słowa, które wypowiedział Chris były czymś nie do opisania dla Emily. To było coś jak cios prosto w serce. Emily nawet nie zdała sobie sprawy kiedy łzy zaczęły spływać po jej bladych policzkach. Każde zdanie, które przed chwilą usłyszała odbijało się echem w jej głowie. Wyjechał na zawsze. Wyjechał. Nie może cię więcej narażać. Kocha was najbardziej na świecie. On nie potrafi.. On tu nie wróci. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy.
-Kłamiesz – krzyknęła gwałtownie, patrząc na Chrisa i zaczynając cholernie szybko oddychać – Kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz – zaczęła krzyczeć i rzuciła poduszką przed siebie. Nie obchodziło jej to czy ktoś ją usłyszy, miała to gdzieś. Chciała żeby to był jakiś mało śmieszny żart. On nie wyjechał. Na pewno nie. Nie teraz. – Gdzie on jest? Gdzie jest Justin? Przyprowadź go do mnie, do cholery. To jest mój mąż. On nie może wyjechać. On nie wyjechał, dlaczego kłamiesz? – wydzierała się na cały oddział szpitalny, rzucając wszystkim co miała pod ręką, płacząc i trzęsąc się cała – Ja go kocham i on mnie kocha. Gdzie on jest? Gdzie jest kiedy go potrzebuje? On nie może mnie zostawić, rozumiesz? Zrób coś do cholery – krzyczała, nadal płacząc. Nie potrafiła się opanować. Nie potrafiła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała. Spojrzała na Chrisa, mając nadzieje na jakieś dokładniejsze wyjaśnienia, ale to co zobaczyła złamało ją jeszcze bardziej. Chris po prostu na nią patrzył, płacząc. Ból w jego oczach był widoczny tak bardzo jak nigdy wcześniej. Nie obchodziło ich, że wszyscy od razu wlecieli do sali, nie odpowiadali na ich pytania, nie patrzyli na nich. Patrzyli tylko na siebie, płacząc jak dzieci. Oboje czuli się bezradni, bezsilni. Emily płakała, bo po wszystkim przez co przeszła w ostatnim czasie, straciła miłość swojego życia. Chris płakał bo nie dość, że stracił przyjaciela, to jeszcze musiał okłamać swoją siostrę i patrzeć na to jak cierpi. Oboje w tym momencie chcieli żeby to był tylko jakiś chory koszmar.

Emily spojrzała na swoją obrączkę, nie umiejąc powstrzymać spływających po jej policzkach łez. Dotarło do niej. Dotarło do niej wszystko co powiedział Chris i zawładnęło to całym jej ciałem i umysłem.

Justin ją zostawił. To koniec. Straciła go. Straciła go na zawsze. Nieważne jak bardzo go kochała, w tym momencie czuła ból, złość i nienawiść. Była pewna, że zrozumiałaby wszystko, naprawdę wszystko.. Zrozumiałaby, że potrzebuje trochę czasu, że siebie obwinia, że nie dałby rady widzieć jej w takim stanie. Ale nie zrozumie jednego. Nie zrozumie i nie wybaczy mu tego, że ją zostawił i wyjechał teraz, zostawił ją w takim momencie bez żadnego wyjaśnienia, bez pożegnania. Wiedziała, że nie wybaczy mu tego, że tutaj nie wróci, że postanowił się poddać po tym wszystkim przez co razem przeszli. Najgorsze w tym wszystkim było dla niej, że nie zostawił tylko jej, zostawił też ich dziecko. Jak on mógł coś takiego zrobić? Nie potrafiła tego zrozumieć. Dlaczego? Myślała, że ich kocha i że ich miłość jest tak silna, że przetrwa każde gówno w ich życiu. Może się myliła? Czuła w tym momencie coś czego nie czuła chyba nigdy wcześniej. W jej głowie odtwarzały się co chwilę na nowo słowa Chrisa. To było coś, czego nie życzyłaby nikomu, nawet największemu wrogowi. On odszedł. Odszedł i już nigdy więcej tu nie wróci. Nigdy więcej nie spojrzy w jego piękne, czekoladowe oczy, nigdy nie zobaczy jego słodkiego uśmiechu kiedy na nią patrzył z miłością ani tego zadziornego kiedy byli sami, tylko ona i on. Nigdy nie usłyszy słodkiego śmiechu, nigdy nie poczuje zapachu jego perfum, nigdy się do niego nie przytuli i nigdy nie poczuje się tak bezpiecznie i dobrze jak w jego ramionach. Nigdy nie usłyszy jego anielskiego śpiewu, nigdy nie potarga jego idealnie ułożonych włosów i nie usłyszy jak się o to wkurza. Nigdy nie pocałuje jego pulchnych ust i nigdy nie poczuje jego pocałunków na swoim ciele. Nigdy więcej nie usłyszy komplementów w jego strony. Nigdy więcej nie zobaczy miłości swojego życia, wszystkiego co się dla niej liczyło. On był dla niej najważniejszy. Był wszystkim czego potrzebowała.
Zastanawiała się jak sobie bez niego poradzi. Był tak wielką częścią jej życia. Jak miała o nim zapomnieć? Była pewna, że nie uda jej się to. Chciałaby. Chciałaby bo czuła się jakby ktoś wyrwał jej serce, jakby jedna część jej umarła. On był jej wszystkim, jej pierwszą miłością. Nigdy nie sądziła, że ktoś kogo kochała całym sercem, może zrobić jej coś takiego. Nie spodziewała się tego. Ufała mu. Wierzyła mu. Myślała, że to będzie trwało na zawsze, że to się nigdy nie skończy. Wierzyła w nich. A teraz wszystko w co wierzyła, posypało się jak pieprzony domek z kart.
 Odszedł.
I już nigdy nie wróci.
Nigdy.

---------------------

 A teraz.. chce poprzedzić zbędne komentarze czy potem indirecty na temat tego ff. NIE JEST TO KOPIA DANGERA. Może to ff, jak i Bronx było inspiracją do napisania tego ff, ale nie skopiowałam tego. Jak pisałam na początku, pisałam to z koleżanką na dm/w tweetach i to co się tam działo, te wszystkie akcje były "impulsem", naszymi pomysłami, nic nie było ściągnięte z innych opowiadań. Po za tym historia Justina i Emily jest zupełnie inna niż w Dangerze, nie sądzicie? Tak, Justin ją porwał, ale to zupełnie coś innego, ff jest bad, bo takie miało być. I były porwania potem, okej, ale również wszystko zupełnie inaczej się odbyło i było z innych powodów. Jak już mówiłam, to był mój pomysł. Zakończenie, mimo że Justin poszedł do wiezienia, też jest zupełnie inne. Więc proszę żebyście oszczędzili sobie pisania, że to jest takie samo jak Danger bo NIE JEST. To jest całkowicie mój pomysł i denerwuje mnie, takie sugerowanie, jakbym ściągnęła te sytuacje z Dangera, nie zrobiłam tego. To tyle chciałam wytłumaczyć.

  No i przepraszam za długą nieobecność, ale naprawdę nie miałam jak dodać rozdziału. Więc jest teraz, taki prezent na święta, haha! :) Chciałam wam bardzo podziękować za wszystko. Jesteście najlepsi. Kiedy zaczynałam pisać to ff, nie sądziłam, że będzie miało tylu czytelników. Sądziłam, że to wam się znudzi niedługo i ja także przestanę pisać, ALE jest zupełnie inaczej. Wytrwaliście ze mną do końca, z dużą liczbą wyświetleń, pozytywnymi komentarzami, emocjami dobrymi i złymi.. Nie wyobrażacie sobie jak wdzięczna jestem za to. Naprawdę doceniam wszystko. Kocham was bardzo. Nie zabijcie mnie za bardzo za taki epilog.. Tak to sobie ustaliłam, to mój pomysł i mam nadzieję, że nie będziecie na mnie bardzo źli (okłamuję sama siebie haha). W każdym razie, mam nadzieję, że ff wam się podobało i jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJĘ!

Kocham was,


Justyna :)

4 komentarze:

  1. O jezu ...... Czm? Takie zakonczeniee ryczw��

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu kocham to ff naprawdę...zakończenue jest straszne, ale i tak dziękuje za napisanie jednego z najlepszych ff na świecie! ❤

    OdpowiedzUsuń