Justin's pov
Zatrzymałem się pod starym, opuszczonym magazynem po czym wysiadłem z auta i poszedłem do wejścia. Budynek był w miarę duży, ale bardzo zniszczony po wojnie gangów dwa lata temu. Nikt go nie remontował, nikt tutaj nie przyjeżdżał, ale szczerze mówiąc, dla mnie to lepiej. To było jedyne miejsce w Nowym Jorku, gdzie mogłem spokojnie pomyśleć. Wszedłem do środka i od razu poszedłem na górę, a po chwili usiadłem na parapecie i spojrzałem na panoramę miasta. Wyjąłem z kieszeni papierosa oraz zapalniczkę po czym go odpaliłem i zaciągnąłem się od razu mocno. Nie wiem co mi strzeliło do głowy żeby ją pocałować. Nie mam pojęcia. Nie wiem jakim cudem przy niej potrafiłem zachowywać się tak jak kiedyś. Jakbym był w towarzystwie najlepszego kumpla czy ukochanej dziewczyny, jakbym był zupełnie kimś innym niż jestem. Bo przecież nie jestem słodkim i uroczym chłopakiem, który pragnie związków i miłości. Jestem Justin Bieber i pracuję w burdelu mojego szefa, a także w jego gangu, do cholery. Pokręciłem swoją głową, wypuszczając dym ustami. Ta dziewczyna miała coś w sobie, coś mnie do niej ciągnęło. Oprócz tego, że była piękna i seksowna, miała świetny i silny charakter. Nie zauważyłem ani jednej blizny na jej rękach, nie chodziła zapłakana i mimo wszystko potrafiła się ze mną kłócić, a co najdziwniejsze, potrafiła się bawić i śmiać. Ze mną. Z człowiekiem, który ją porwał. Musiała być naprawdę silną osobą i musiała przejść przez wiele. Może nawet coś nas łączy? Może jest coś wspólnego? Prychnąłem sam do siebie. Jakbym przyszedł do niej i zaproponował jej przyjaźń, to by mnie wyśmiała i wcale jej się nie dziwię. W końcu ją porwałem. Ale ta dziewczyna coś w sobie ma i coś ze mną robi. Coś co w ogóle mi się nie podoba.
Po kilkunastu minutach siedzenia i patrzenia przed siebie, usłyszałem trzask na dole przez co zmarszczyłem brwi. Odwróciłem się i zszedłem z parapetu po czym podszedłem po cichu do zejścia, próbując usłyszeć cokolwiek. Nie minęło wiele czasu, a usłyszałem kroki i szuranie wszystkim co było w pomieszczeniu. Kto do cholery tutaj przyszedł i po co? Ten budynek od dwóch lat tutaj stoi pusty i mogę powiedzieć, że należy do mnie bo tylko ja tutaj przyjeżdżam. Wiem to bo wiem jak zostawiam zamknięte drzwi i okno. Włożyłem dłoń za pasek i przekląłem pod nosem. Nie miałem broni. Zostawiłem ją w samochodzie. Słysząc kolejny trzask, chyba jakąś szafką, postanowiłem zejść i sprawdzić co tam się dzieje. Zszedłem po cichu ze schodów, a kiedy byłem już na dole, zobaczyłem mężczyznę wieku średniego, który zaciskał pięści, szukając czegoś.
-Co tu robisz? – spytałem i uniosłem brwi, a facet odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się obleśnie.
-Nie twoja kurwa sprawa. Spierdalaj stąd – warknął.
-Cóż, widzisz ten budynek jest w pewnym sensie mój więc jedyną osobą, która może spierdalać jesteś ty – wymamrotałem spokojnie, patrząc na niego i skrzyżowałem ręce na piersi. Przyjrzałem mu się dokładniej i zmarszczyłem swoje brwi. Znam go. Jestem pewien, że go znam. Kurwa. To jest ten sam człowiek, który był w jednym z największych gangów w Nowym Jorku. Brał udział w walce kiedy ktoś spalił ten budynek. Prawdopodobnie był to jego gang.
-Szukam czegoś ważnego więc idź i nie zawracaj mi głowy, gówniarzu – splunął i odwrócił się, dalej przeszukując szafki. Jeśli mam być szczery, nigdy nie sprawdzałem czy w tych wszystkich szafkach i tak dalej coś jest. Zawsze miałem to w dupie. Po prostu przychodziłem tutaj pomyśleć i tak zostało. Nie sądziłem, że może tutaj jeszcze coś być, w końcu budynek się palił.
-Nie obchodzi mnie czy czegoś szukasz czy nie, to jest..- zacząłem, ale nie dokończyłem, ponieważ poczułem mocne uderzenie w brzuch i zanim zdążyłem zareagować, zostałem przyciśnięty do ściany.
-Powiedziałem żebyś stąd poszedł – warknął ostro i uderzył mnie ponownie przez co syknąłem głośno.
-Pierdol się. Jesteś chujem, któremu teraz pewnie grozi więzienie i szuka czegoś co mogłoby być dowodem na to, że to twój gang spalił ten magazyn, co? – zaśmiałem się sucho i spojrzałem na niego z uśmiechem, a on zacisnął mocno swoją szczękę. Po krótkiej chwili zaczęliśmy okładać siebie nawzajem pięściami. Kiedy ponownie podniosłem rękę, chcąc zadać mu cios, poczułem jak coś ostrego wbija mi się w biodro i warknąłem głośno, czując ból w biodrze.
-Uważaj na słowa, gnojku – syknął mężczyzna i wyjął nóż po czym odwrócił się i wyszedł z budynku, trzaskając głośno drzwiami, a ja przycisnąłem rękę do krwawiącego biodra i syknąłem głośno.
Emily's pov
Byłam w kuchni i piłam herbatę kiedy usłyszałam trzask drzwi tak głośny i mocny, że aż się wzdrygnęłam. Nie miałam ochoty widzieć się z Justinem. Czułam się głupio i dziwnie po tym jak mnie pocałował. Namieszał mi w głowie i to cholernie. Nie mam pojęcia co mam o tym wszystkim myśleć. Nie wiem dlaczego mnie pocałował i dlaczego tak dziwnie zachował się po pocałunku. Nie rozumiem tego człowieka. Jeszcze nigdy nie znałam nikogo tak cholernie bipolarnego.
Słysząc wolne kroki, zmarszczyłam brwi i wstałam od stołu po czym wyszłam z kuchni i rozszerzyłam swoje oczy kiedy tylko zobaczyłam Justina i jego zakrwawioną koszulkę.
-Co ci się stało? – zapytałam od razu, a chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie, wzruszając swoimi ramionami z delikatnym uśmiechem. Jak on mógł się uśmiechać nawet kiedy krwawił? I to nie było lekkie krwawienie. To było strasznie ciężkie krwawienie.
-To nic, mała sprzeczka – wymamrotał i ruszył w stronę schodów.
-Trzeba to opatrzeć, Justin. Przecież się wykrwawisz – wymamrotałam, idąc za nim po czym złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę łazienki. Opatrywałam już kilka razy Chris'a więc myślę, że teraz nie będzie większego problemu. – Usiądź – mruknęłam, wskazując na zamkniętą toaletę, a Justin usiadł powoli po czym odetchnął z ulgą. Wyjęłam apteczkę z szafki, z której ostatnim razem wyciągał ją Justin. Zabawne. Tym razem role się odwróciły i to ja muszę opatrywać jego ranę. Podeszłam do chłopaka i postawiłam apteczkę na szafce po czym chwyciłam delikatnie jego koszulkę i podniosłam ją do góry, a moim oczom ukazała się duża rana, przez co się skrzywiłam.
-Kto ci to zrobił?
-Jakiś tępy idiota, nieważne – wymamrotał, patrząc na mnie, a ja westchnęłam cicho, kiwając swoją głową i nie mając zamiaru już go wypytywać. Wyjęłam duże waciki oraz wodę utlenioną po czym na jeden wacik wylałam trochę wody i nachyliłam się nad Justinem. Przyłożyłam wacik do jego rany, a chłopak od razu syknął.
-Przepraszam – mruknęłam od razu, a on skinął głową i zacisnął swoje powieki. Zaczęłam powoli i delikatnie oczyszczać jego ranę. Po kilku chwilach przyłożyłam do rany gazę po czym zabandażowałam ranę i uniosłam głowę, żeby spojrzeć na Justina. – Gotowe.
-Dziękuję, nie musiałaś tego robić – wyszeptał i również na mnie spojrzał.
-Byłam ci to winna, w końcu ty też opatrywałeś moją ranę – powiedziałam z lekkim uśmiechem i pomachałam lekko swoją zabandażowaną ręką, a Justin się uśmiechnął. Opuściłam dłoń i spojrzałam ponownie na Justina, a on w tym samym czasie spojrzał na moje usta. Przygryzłam odruchowo dolną wargę i spuściłam swój wzrok na jego wargi. Chłopak zaczął się przybliżać i ja zrobiłam to samo, a kiedy nasze twarze były już bardzo blisko, Justin uniósł na mnie wzrok, tak jakby w ostatniej chwili zdał sobie sprawę, że znów to robi.
-Musisz zapomnieć o tym pocałunku, Emily. To był tylko impuls – wymamrotał cicho, a ja przełknęłam ślinę i skinęłam głową, odwracając wzrok. Nie wiem czemu, ale czułam się zawiedziona. Wyprostowałam się i zamknęłam apteczkę po czym się odwróciłam i schowałam ją do szafki. – Emily.. – zaczął chłopak, ale pokręciłam głową po czym wyszłam z łazienki i od razu poszłam na górę w stronę swojego pokoju. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Co się ze mną działo do cholery?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz