28.07.2015

Rozdział 3

Emily's pov

Obudziłam się rano w łóżku i ziewnęłam szeroko, zaczęłam się rozglądać po czym rozszerzyłam swoje oczy. Kurwa. Gdzie ja jestem? Zmarszczyłam swoje brwi, starając się cokolwiek sobie przypomnieć. Carly, impreza, Carly i jakiś koleś, spacer, samochód..o nie. Nie wierze, że to zrobiłam. Jestem tępą idiotką. Podniosłam się gwałtownie i syknęłam przez ból w kroczu. O cholera.. Przypomniała mi się kolejna rzecz. Przespałam się z kolesiem, którego nie znam, po pijanemu. Nawet nie wiem czy się zabezpieczaliśmy. Ja pierdole. Zakryłam twarz dłońmi, kręcąc w niedowierzaniu swoją głową. Jak mogłam być tak głupia? Chciałam stracić dziewictwo jak dziewczyny w filmach. Chciałam żeby było romantycznie, chciałam mieć chłopaka, którego będę kochać, a on będzie kochał mnie. A skończyło się jak? Wylądowałam kompletnie pijana w łóżku z chłopakiem, który miał mnie podwieźć do domu i o którym nie wiem nic oprócz imienia. Jęknęłam do siebie zrezygnowana i ponownie opadłam na poduszki.

Kiedy usłyszałam lekki szmer, odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam, że drzwi od balkonu są otwarte. Pewnie jest tam Justin. Wstałam z łóżka i założyłam szybko na siebie ciuchy, które leżały na szafce przy łóżku. Przygryzłam dolną wargę i poszłam w stronę otwartego balkonu. Nie myliłam się. Na krzesełku siedział Justin. W samych szarych dresach, włosach jak po seksie..cóż, w końcu był po seksie. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę, zaciągając się papierosem i uniósł brew, a jego wzrok był chłodny. Przeraźliwie chłodny. Przez jego spojrzenie na chwilę zapomniałam co dokładnie chciałam mu powiedzieć i spuściłam swój wzrok na podłogę, wzdychając cicho.

-To co się stało w nocy..to nie powinno się stać. Byłam pijana, a ty nie powinieneś do tego dopuścić..-wymamrotałam w końcu po cichu i westchnęłam cicho.

-Ale się stało, a w nocy nie miałaś żadnych wątpliwości. Po prostu rozłożyłaś nogi, a ja nie jestem jakimś idiotą żeby z tego nie skorzystać - odpowiedział chłodno, a ja rozchyliłam wargi przez jego słowa. Wczoraj był inny. Był miły? Zdecydowanie był miły. No i nie powinien mówić do mnie w ten sposób. Miałam ochotę walnąć mu w twarz.

-Oh, okej. Nieważne. Wracam do domu, zapomnij o tej popieprzonej nocy - odpowiedziałam i zacisnęłam swoje wargi, a Justin uśmiechnął się do siebie zwycięsko, jakby coś ukrywał. Zresztą nie obchodziło mnie to, nic mnie nie obchodziło. Chciałam po prostu wrócić do domu przed powrotem Chris'a.

Wyszłam szybko z balkonu, chwyciłam swoją torebkę z szafki po czym wyszłam z pokoju i zbiegłam szybko po schodach na dół. Pieprzony dupek. Jak on mógł mnie tak potraktować? Zaśmiałam się do siebie sucho, a kiedy chwyciłam za klamkę od drzwi, poczułam parę silnych rąk, łapiących mnie mocno za ramiona.

-Co do kurwy? - warknęłam, odwracając się. Ujrzałam mężczyznę o ciemnych włosach postawionych do góry, ubrany był w ciemne ciuchy, trochę eleganckie. Na moje oko miał ponad 20 lat. No i był przystojny, cholernie przystojny. - Możesz mnie puścić? Chce stąd wyjść - burknęłam, patrząc na niego i uniosłam swoje brwi do góry.

-Przykro mi, ale nigdzie pani nie wychodzi - wymamrotał, wzruszając delikatnie swoimi ramionami i nadal mnie trzymając.

-Słucham? - prychnęłam, zaczynając być rozbawiona tą sytuacją. Najpierw dupek Justin. Teraz jakiś koleś, który nie chce mnie stąd wypuścić. Gdzie ja do cholery jestem?

-Po prostu nigdzie stąd nie wychodzisz, Emily - usłyszałam głos tego dupka i spojrzałam na schody, po których schodził. Uśmiechnął się do mnie cwanie, a ja zacisnęłam mocno szczękę.

-Gówno masz do gadania. Wychodzę i już, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - odpyskowałam, robiąc się coraz bardziej wkurzona.

-Widzisz, kochanie. Nie pójdziesz nigdzie. Zostajesz tutaj. To znaczy na razie zostajesz tutaj, a potem zamieszkasz gdzie indziej.

Zaśmiałam się sucho, kręcąc swoją głową. Nie miałam pojęcia o czym ten idiota pieprzy. Wyrwałam się mężczyźnie po czym otworzyłam torebkę, aby znaleźć swój telefon. Zmarszczyłam brwi, warcząc pod nosem kiedy nie mogłam go w niej znaleźć.

-Tego szukasz? - podniosłam głowę i spojrzałam na Justina, który w dłoni trzymał moją komórkę z głupim uśmiechem na twarzy. Co do cholery się tutaj działo?

-Oddaj mi mój telefon - warknęłam, podchodząc do niego, ale on od razu mocno ścisnął telefon, odsuwając swoją rękę. - Oddaj mi ją, do cholery Justin!

-Nie. Nie mogę ci jej oddać, przykro mi - odpowiedział, wzdychając teatralnie, a ja usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi na zamek. Mężczyzna stanął przy nich, uważnie nas obserwując. Przeniosłam wzrok z powrotem na Justin'a. Nie potrafiłam zrozumieć co tu się dzieje. Chłopak tylko zszedł niżej i wyminął mnie po czym założył buty oraz kurtkę i po chwili spojrzał na mnie. - Muszę coś załatwić, a ty zostaniesz tutaj i poczekasz na mnie. Potem pogadamy. Nie próbuj żadnych sztuczek bo Thomas nie jest głupi i jeśli będzie potrzeba, przywiąże cię do kaloryfera - wymamrotał, a w jego oczach mogłam dostrzec powagę i rządzę. Przełknęłam cicho ślinę i zanim zdążyłam, cokolwiek powiedzieć, jego już nie było.

-Powiesz mi o co chodzi? - spytałam po chwili Thomasa i spojrzałam na niego pytająco.

-Przykro mi, Pan Justin wyjaśni Pani wszystko kiedy wróci, a teraz jeśli Pani chce, może zjeść śniadanie, ale nie może Pani nigdzie wychodzić.

-W dupie mam śniadanie - warknęłam i usiadłam na schodach, szybciej oddychając i pokręciłam w niedowierzaniu swoją głową. Zaczynałam naprawdę się denerwować. Czy to normalne, że po nocy spędzonej razem, facet, który nie zna ciebie, a ty nie znasz jego, nie chce cię puścić do domu? Nie, to nie jest normalne. Normalne byłoby kiedy nie chciałby mnie puścić samej. A on nie pozwala mi w ogóle stąd wyjść. Do tego zabrał mi telefon. Nie mam pojęcia kiedy on wróci i kiedy będę mogła w końcu stąd wyjść. O co tutaj chodzi?

Kiedy Justin wszedł do domu, siedziałam w kuchni pijąc herbatę, a Thomas stał w progu, obserwując mnie. Naprawdę, to doprowadzało mnie do szału. Cały czas był gdzieś obok. Nawet kiedy byłam w łazience, musiałam mieć uchylone delikatnie drzwi żeby mógł słyszeć czy jestem w środku. Próbowałam uciec, ale na marne. On wszędzie za mną łazi. Spojrzałam na godzinę, było już po 16. Spędziłam tu połowę dnia. Chris pewnie zaraz wróci do domu. Cholera.

-Cześć, kochanie. Gdzie obiad? - zapytał Justin z sarkastycznym uśmiechem, na co ja przewróciłam oczami. Kiwnął głową do Thomasa, a ten odwrócił się i wyszedł z kuchni.

-Powiesz mi kiedy mnie stąd wypuścisz? Naprawdę mam ważniejsze sprawy na głowie, niż siedzenie tutaj - wymamrotałam, obejmując dłońmi ciepły kubek i spojrzałam na chłopaka.

-Już ci mówiłem. Nigdzie stąd nie pójdziesz - westchnął, sięgając do lodówki po puszkę pepsi po czym ją otworzył i upił łyka.

-Co ty masz do cholery na myśli? Nie możesz mnie tutaj trzymać siłą!

-Cóż, jednak mogę. Jesteś mi potrzebna - powiedział z uśmiechem i podszedł bliżej, po czym usiadł naprzeciwko mnie, a ja zmarszczyłam swoje brwi. Potrzebna? Do czego? - Widzisz, od jakiegoś czasu szukałem dziewczyny podobnej do ciebie i nie mogę odpuścić takiej okazji.

-Co? - mruknęłam, po czym zaśmiałam się głośno - Masz swój ideał dziewczyny i w końcu znalazłeś więc mnie przeleciałeś, żeby sprawdzić czy spełniam wszystkie warunki i teraz nie chcesz mnie puścić żebym z tobą była? - zapytałam i znów się zaśmiałam, kręcąc w niedowierzaniu głową. Chłopak również się zaśmiał i ponownie napił się pepsi.

-Nie do końca, ale jesteś blisko - wymamrotał, patrząc na mnie.

-No więc mów, o co ci chodzi bo naprawdę nie mam czasu.

-Do mojego klubu regularnie przychodzi kilku klientów popatrzeć na dziewczyny, czasami na coś więcej. Oni mają wymagania co do dziewczyn. Kiedy mają ochotę zobaczyć coś nowego, mówią mi o tym, a ja staram się taką znaleźć. No i znalazłem ciebie. Spełniasz wszystkie ich wymagania, nawet w łóżku, choć muszę powiedzieć, że nie jesteś tak dobra jak myślałem, ale to może przez alkohol. Czy jesteś ideałem? Tak, jesteś ideałem dla moich klientów. Spełniasz wszystkie ich wymagania, Emily - wymamrotał Justin, utrzymując ze mną cały czas kontakt wzrokowy. Był całkowicie poważny, nie umiałam dostrzec w nim choć odrobiny rozbawienia. Po chwili ciszy zdałam sobie sprawę, że mówił całkowicie poważnie.

Zamarłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz